niedziela, 11 marca 2012

Przeszłość...

O mnie...
Urodziłam się jeszcze za czasów komuny w małym miasteczku na lubelszczyźnie,tam też się wychowałam.Tam chodziłam do zerówki,podstawówki,gimnazjum i liceum.
W 2006 roku poznałam wspaniałego faceta,z którym jestem do dziś,a już niebawem będzie Nasz Wielki Dzień.
Po kilku miesiącach związku On wyjechał do pracy na drugi koniec Polski,a ja w 2008 roku,po maturze dołączyłam do Niego.I tak zaczęła się nasza wspólna przygoda,wspólne życie.Nie zaczęłam żadnych studiów,nie czułam się na siłach więc poszłam do pracy.
W październiku 2009 wyjechaliśmy do UK już razem.I tutaj przed Świętami Wielkanocnymi 2010 powstała Nasz Ukochana Córeczka.
Ciąża...
O ciąży dowiedziałam się 29.04.2010.Byłam w lekkim szoku,nie spodziewałam się że już po pierwszej próbie nam się uda zajść w ciążę:)Przyszły tatuś kazał mi powtarzać test bo też był tym faktem bardzo zaskoczony,więc powtórzyłam i...wyszło to samo co poprzednio.
Około 7tyg pojawiły się plamienia,zanim umówiono mnie na wizytę kontrolną USG przepłakałam wiele nocy i dni,bałam się że stracę moje Dzieciątko.Ale na szczęście wszystko było ok. W 12 tyg znów plamienia.Ale tym razem byłam już spokojniejsza.
Przez I trymestr czułam się tragicznie,miałam straszne mdłości,żyłam tylko o sucharach i wodzie bo nic innego nie mogłam przełknąć.Z początkiem 4 miesiąca wszystkie dolegliwości ustały i czułam się jakby ktoś dodał mi skrzydeł:)
Pierwsze delikatne ruchy Dziecka,jak muśnięcia skrzydełek motylka poczułam w 15 tyg,a takie prawdziwe kopniaczki poczułam 17.08.2010.Niesamowite przeżycie:)Malutka była strasznie ruchliwa,brzuch mi skakał i falował non-stop.A gdy mniej się ruszała czułam niepokój,chyba jak każda matka.
Pracowałam do 34 tyg ciąży choć było ciężko,póżniej przeszłam na urlop macierzyński i leniuchowałam:),odpoczywałam przed narodzinami bobaska.
Poród.......
Termin porodu miałam na 30.12.2010 więc Święta przeżyłam:) 28 grudnia o 5.00 dostałam pierwszych skurczy ale nie były na tyle regularne żebym mogła jechać do szpitala,29 już nie mogłam wytrzymać,nie spałam całą dobę więc pojechaliśmy na porodówkę,nie miałam odpowiedniego rozwarcia ale miła pani pielegniarka przyjęła mnie na oddział.Choć póżniej kilkakrotnie lekarki chciały mnie wysłać do domu twierdząc że nie ma dostatecznego rozwarcia i może to jeszcze potrwać kilka dni.Ja jednak zapieralam się rękami i nogami,żeby zostać.I zostałam,wyrzucić mnie przecież nie mogli.:)
30 popołudniu w odwiedziny przyjechała moja mama,kazała mi latać po szpitalnych schodach i...wywołała akcję porodową:)Ależ się męczyłam,żadne środki nie pomagały,nawet diamorfina...
Kiedy około 19.30 zabrali mnie do sali porodowej,dostałam końską dawkę diamorfiny,głupiego jasia i nareszcie mogłam odpocząć.O godzinie 23.30 miałam pełne rozwarcie,przebity pęcherz płodowy i zaczęło się na poważnie...Nie poszło łatwo niestety.Parłam godzinę...,ale poźniej byłam najszczęśliwszą kobietą na Ziemi.
I tak oto jak już wiecie z poprzedniego postu 31.12.2010 o godz.00.33 przyszła na świat moja maleńka kruszynka.Córeczka Zuzia.



Jutro zdjęcia:)
Pozdrawiam

2 komentarze:

  1. Az sie poplakalam, uczuciowosc zostasla mi z ciazy, rycze jak tylko cos chociaz troche rozumiem z wlasnych doswiadczen.
    Kurcze szkoda ze jestes tak daleko.. mam nadzieje ze kiedys zawitasz do Krasnego tak ze i ja tam bede. Bo miedzy naszymi corkami tylko 4 miesiace roznicy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Będziemy w maju ale dokładnie nie wiem którego,a później w sierpniu tak od 11 do 25 może.Jeśli będziesz to możemy się spotkać

    OdpowiedzUsuń