piątek, 30 marca 2012

Na wariackich papierach

Wstałyśmy dość późno.
Dziecko odmówiło przedpołudniowej lub południowej drzemki:/
Poszłyśmy zapłacić czynsz i wielkie zdziwienie,za dużo kasy na koncie:)
Nie mogłyśmy się pozbierać w banku żeby wpłacić pieniążki właścicielowi,za dużo ich było a bankomat wpłat się zamykał i otwierał.
Latałyśmy po sklepach i nic nie kupiłyśmy oprócz czapusi letniej z daszkiem dla Zuzinki.
Szybka kąpiel bo woda się dostatecznie nie nagrzała,ehhh...
Mama wsadziła gdzieś pierścionek i nie ma pojęcia gdzie,szukała wszędzie i nie znalazła.Znajdzie się w najmniej oczekiwanym momencie:)Mam nadzieję.
A dziecko po  cąłym dniu na nogach i tak zasnęło o zwykłej porze.

czwartek, 29 marca 2012

Dobra kobieta...?

Naszła mnie mała refleksja.Czy jestem dobrą kobietą.Kobieta jako mama,partnerka życiowa (a w krótce żona),gospodyni,przyjaciółka.Oraz kobieta w wielu innych aspektach życiowych.I co?I nie wiem,nie mam pojęcia.W czym jestem dobra ?Czy potrafię w odpowiedni i wystarczający sposób zapewnić swojemu dziecku wszystko czego potrzebuje?Sprostać jego wymaganiom i wychować na mądrego i odpowiedzialnego człowieka?Pełnego właściwych wartości?Nie wiem.Na pewno bardzo bym chciała,chciałabym być inna niż moja mama dla mnie.Poświęcić jej tyle czasu ile potrzebuje i nauczyć ją wszystkiego co możliwe,aby była mądrą dziewczynką:)
Kobieta-partnerka,to może ocenić tylko mój mężczyzna.Przyszły mąż.A jak przyszły to chyba jakoś w miarę dobrze wywiązuję się z obowiązków partnerki:)Fakt...może się jeszcze rozmyślić,ale przygotowania idą pełną parą więc chyba raczej się nie rozmyśli w ostatniej chwili:)
Gospodyni?Hmmm...z tym to różnie u mnie bywa,ale staram się.Obiad codziennie,pozmywane,w miarę posprzątane,poprane.Chyba nie jest źle:P
Przyjaciółka-tutaj nie mam zbyt wielu przyjaciółek,a mogę powiedzieć nawet że żadnej.Ale w Polsce zostawiłam dwie przyjaciółki,jedna z nich będzie świadkową na moim ślubie.Dwóch nie mogłam wziąć.I choć kontakt sporadyczny to "namiętny":).Znamy się od podstawówki,po gmnazjum kontakt się urwał,ale przyjaźń została.I mam nadzieję,że będzie trwać jak najdłużej.Co do ilości moich przyjaciółek to mało tak jakoś,ale przecież nie liczy się ilość tylko jakość.Wiem że mogę na nie liczyć w każdej chwili,przynajmniej na jedną z nich,choć wiem że ma dużo na głowie własnych spraw.

Ale co ja tu piszę o sobie?Dziecko jest najważniejsze.A więc...ciągle trenujemy chodzenie,idzie coraz lepiej.Mam nadzieję że do Świąt pójdzie jak strzała:)

środa, 28 marca 2012

mobilizacja

Tak czytałam Wasze blogi,oglądałam zdjęcia dzieciaczków na sterylnie czystych podłogach,wkoło ani jednego paproszka,ani zabaweczki,okruszka.A u mnie?Masakra jakaś,podłogi zawalone wszystkim czym się da,pozalewane napojami,oklejone resztkami jedzenia wyplutego przez dziecię i rozgniecionego.Zabawek masa,śmieci,plastikowe pudełeczka,no dosłownie wszystko.Więc Waszymi zdjęciami się zmotywowałam i wzięłam za porządki.Późno to późno ale zawsze coś.Został mi tylko salon a ja odpadam.Jak usiadłam tak chyba już nie wstanę:( Chociaż nie,wstanę,moja motywacja jest ogromna,muszę wstać i się pozbierać:)

Boso przez świat...

Nie wiem czy wspominałam.Od kilku dni,a dokładnie od niedzieli chodzimy.Jeszcze dosyć niezgrabnie i powolutku jak żółw ale dajemy radę:)Mama dumna z córy niemiłosiernie,czekała na tę chwilę od baaaardzo dawna i masz...Chodzi!
Jest tak cieplutko,że całe dnie spędzamy w ogrodzie albo na spacerach.Więcej w ogrodzie spędzamy czasu,bo na spacer do parku daleko a samym nam się nie chce iść.Czasem podejdziemy do dziadków i to wszystko.Ale ogród piękny mamy,słoneczko prawie przez cały dzień u nas jest więc nie ma co łazić daleko:)Trochę takie wygodnickie jesteśmy,ale kiedy chcemy to jemy i nie martwimy się że musimy szybko wracać bo dziecko zaraz głodne będzie,bajki oglądamy kiedy chcemy.Jak nam się dwór znudzi to kilka samodzielnych kroczków i już w domku:)
A dziś(wiem,że zdania nie zaczyna się od "A":)) próbowałam sprzatać.Małej się nie podobało więc musiałam wymyślić i dla niej zajęcie.Dałam więc miskę z woda i ściereczkę,żeby pomagała.Wodę rozchlapała,zalała skarpetki i teraz śmiga po podłodze na bosaka.Jak pięknie to wygląda gdy dziecko tupta powolutku bosymi stópkami:)

niedziela, 25 marca 2012

Cudowna niedziela...

...którą jak zawsze spędziłyśmy same,ale i tak było wspaniale:)Piękna pogoda,bezchmurne niebo,słoneczko i brak wiatru.Nie wiem ile było stopni ale było bardzo cieplutko.Dzień spędziłyśmy praktycznie w całości na dworze.Od rana w ogrodzie,z małymi przerwami na drzemkę i jedzonko:),później długi spacer do dziadków,znów ogród.Mała chyba zajarzyła o co chodzi w chodzeniu:)Tzn. chodziła dzisiaj cały dzień,swoim powolnym tempem ale chodziła,bardzo ostrożnie ale jednak.Przy tym była radosna jak nigdy,i wcale a wcale nie marudziła co bardzo uszczęśliwiło mamę.Mam nadzieję,że nie zapomni przez noc o swoich dokonaniach dnia dzisiejszego i będzie trenowała dalej.Czas najwyższy przecież:)

Co dalej...Zuza dostała palemkę od babci więc za tydzień idziemy ją poświęcić.
A ja?Planuję sobie dzień,na wieczór zmywanie,sprzatanie lub ogarnianie zabawek.I co?I nic...Jak tylko położę malucha spać,mój zapał maleje do minimum.Czuję się wykończona,ale cóż,jak trzeba to trzeba.
Dziewczyny jak Wy sobie radzicie ze wszystkimi obowiązkami?Moje dziecko jest tak wymagające mojej uwagi że w ciągu dnia nie mam czasu nic zrobić,a wieczorem padam na pysk...

sobota, 24 marca 2012

Olewka...:)

Dziś córa miała dzień olewania rodziców.Zaczęło się od Taty.A było to tak:
jak co rano rozebraliśmy dziecko z piżamki i pampersa (oczywiście żeby za chwilę włożyć nowego),niestety nie wiem co się z naszym Słonkiem stało,ale bardzo płakała w tym czasie.Więc małego golasa Tata wziął na ręce,żeby uspokoić.I...za chwilę woła mamę.Przychodzę,patrzę a tata zasikany,po brzuchu spłynęło niżej.Dziecko wystraszone i dalej płacze.Mama wzięła więc na ręce,utuliła,dziecię się uspokoiło.Siedziała u mnie na kolanach jakąś chwilę i znów.Znów co?No znów się zsikała.Tym razem na mamę,i to w takim miejscu,że mama wyglądała jakby sama się zsikała:),ale nareszcie dziecko było radosne:)

czwartek, 22 marca 2012

Jeden dzień z życia Matki Polki.

Naszła mnie mała refleksja.Jak wygląda mój każdy dzień?Chyba nudno u mnie...ale to Wam opiszę,sami oceńcie.A więc Matka Polka:
5-6 rano: robi mleczko dla dzieciaczka
idzie spać dalej
8-9 pobudka
9.30-wstaje,ubiera dzidzię,później siebie ogarnia
10.00-śniadanko dla maluszka
11.00-12.00-dziecko śpi a mama robi obiad,zmywa
14.00-szykuje obiad dla dziecka
14.30-15.00-spacer
17.00-deser i trochę tv (bajeczki albo viva)
19.30-szykuje dziecko do spania,(kąpię ją co drugi dzień),zabawa na łóżku,przebieranie
20.00-szykuje kaszke dla dziecka,karmi
20.30-21.00-dziecko śpi,mama sprząta i nadrabia zaległości z całego dnia (czyt.internet i seriale)
23.00-szykuje się do spania
23.30-24.00 śpi.

I co nie nudno?Masakra jakaś ale nie mam pojęcia jak urozmaicić dzień.Oczywiście w międzyczasie jest zabawa z dzieckiem,nauka nowych słówek,ćwiczenie chodzenia itd.Ale jak dla mnie to w dalszym ciągu i tak jest nudno:/

środa, 21 marca 2012

Ząbki...cd

Zęby,zęby,zęby...Masakra jakaś.Przebiła nam się dolna dwójka,a dziecko dalej marudzi.Co chwila płacze,niby nie ma powodu ale jednak.Dzień do tyłu,nic nie zrobione w domu bo ciągle trzeba się nią zajmować. Nie mam siły już,odpadam na dzień dzisiejszy.Pozdrawiam

wtorek, 20 marca 2012

Ząbki...i problemy ze snem w dzień...

W tej chwili mając 14,5 miesiąca Zuzia ma 11 ząbków.Nie wiem czy to dużo czy mało jak na jej wiek.Jak dla mnie w sam raz:).Pisałam wcześniej,że miała gorączkę.Myślałam,że to 3-dniówka  bo gorączka była wysoka.Ale przeszła i już nie powróciła,więc to ząbki...Jestem pewna na 100%,prawa dolna dwójka.Jeszcze się nie wykluła ale dziąsło jest jak balon w tym miejscu.Czekam na nią z niecierpliwością.
Podczas tej gorączki i po niej dziecko me nie jadło 34h,martwiłam się okropnie.Widać tak źle się czuła,że nie miała siły jeść,a co ugryzła cokolwiek buzia układała się w bolesny grymas.
Za to dzisiaj nadrobiła z nawiązką jedzenie.Rano mlesio,później kanapkę z serkiem żółtym,obiad-cały talerz ogórkowej,parówkę z grilla i pączuszka tzw.donuts'a.na kolację butla kaszki i dziecię zasnęło.Śpi jak Aniołek,z małą pobudeczką,ząbki męczą nadal.

Od jakiegoś czasu mam dość spore problemy z położeniem dziecięcia spać na drzemkę popołudniową.Widać,że jest zmęczona ale nie może zasnąć.Kołyszę,nucę kołysanki,przytulam,chodzę i bujam na rękach.I nic...Zasypia z misiem,czasem przytuli misia i już widzę jak oczka jej się zamykają lecz...no właśnie.Za chwilę się otwierają,i zamykają spowrotem,i znów otwiera i tak w kółko.A jak już zaśnie,nie pozwala się odłożyć do łóżeczka,płacze,wygina się.Czasem dopiero zaśnie jak ją położę na łóżku rodzicielskim.Mija 30-40 min i się budzi z ogromnym płaczem jakby nie wiem jaka krzywda jej się działa,uspokajam ją.Widać,żę dalej jest zmęczona,ale już nie zaśnie.A później marudzi kolejne pół dnia,nic nie da się z nią zrobić,nie zajmie się sama niczym nawet na chwilę.Czasami nie mogę sobie z nią poradzić. 

niedziela, 18 marca 2012

Gorączka i inne dziecięce przypadłości...:/

Noc nie przespana,zresztą nie pierwsza.Ta noc została okupiona czuwaniem i zbijaniem gorączki u małej.Miała 39 stopni i za nic nie mogłam tego zbić.Syrop przeciwgorączkowy pomógł raptem na 1,5h,a przez resztę czasu do następnej dawki kombinowałam jak inaczej zbić temperaturę.
Po pierwsze starałam się robić okłady z mokrej pieluszki na czółko,ale małej przeszkadzała zimna pielucha,rozpięłam jej piżamkę żeby ją ochłodzić,rozkryłam i nic z tego.Rano obudziła się z gorączką,nie chce jeść,ale na szczęście dużo pije.Dałam syropek i gorączka spadła na chwilę obecną.Ale na jak długo nie mam pojęcia.Innych dolegliwości takich jak katar czy kaszel nie ma.Może to tylko tzw. trzydniówka?Jeszcze nie chorowała na to więc może,może....

Wczoraj Zuza cały dzień była u babci i dziadka bo rodzice musieli się uczyć małżeństwa:) Tzn.byliśmy na naukach przedmałżeńskich,nie było za ciekawie.Babki nudno gadały,pierwsza sesja miała być o naturalnym planowaniu rodziny i była,babka przedstawiła prawie wszystkie metody antykoncepcji.Druga część miała być o małżeństwie,uczuciach i psychologii.A tu wielkie zdziwienia bo babka gadała o tym samym co ta pierwsza.Nuuudyyy,już chciałam stamtąd uciec ale musiałam odebrać certyfikat ukończenia nauk.
No i wlaśnie od dziadków dziecko wróciło z gorączką,co oczywiście  nie jest ich winą,to mogło dopaść ją równie dobrze w domu.

Kolejny problem z naszą córką jest taki że mało je,czasem nawet bardzo mało.Nie wiem jak ją przekonać do jedzenia.A przy tym nie robi kupy,może właśnie dlatego że mało je.

środa, 14 marca 2012

Cyrk:)

Dzisiaj tatuś miał dzień wolny od pracy.Nareszcie poświęcił go prawie w całości mamie i córci:) z czego jesteśmy bardzo zadowolone,szczególnie mama.Więc dnia dzisiejeszego zabrał nas do cyrku.Radości było co nie miara:P Co prawda nie było zwierzątek tylko akrobaci ale dziecko było baaardzo zadowolone.Śmiało się,skakało,tańczyło i biło brawo.Pierwszy raz widziałam tyle emocji na raz w wydaniu mojej córy:)I z nadmiaru tych wrażeń chyba nie mogła zasnąć,próbowałam chyba na wszystkie sposoby.Widać było że jest zmęczona i śpiąca ale coś jej przeszkadzało.Na szczęście cały dzień mogę zaliczyć do udanych i oby było ich więcej niż dotychczas:)

"Niechodzenie"

Mała ma 14 miesięcy i nie chodzi:( jakiś czas temu 2-3tygodnie)miała zaskok,chciała chodzić i chodziła.Powoli i z wielkim trudem ale chodziła,przynajmniej się starała.A teraz?Nic,no prawie nic...Zrobi kilka kroczków albo sama z siebie,albo do jakiegoś fajnego celu który trzyma mama lub tata,albo jak mama zmusza bo już nie ma siły ciągle nosić na rękach.Do tego oczywiście wielki płacz.Najlepiej żeby wtedy było coś pod rączką,jakieś krzesło którego można się przytrzymać,albo kanapa,fotel.Nawet szczotka do zmiatania z długim kijem jest pomocna:)
Najbardziej denerwuje się kiedy jej koleżanka chodzi,a ona nie może,ale to jej nie motywuje niestety.
Czy może mi ktoś doradzić jak przekonać ją do chodzenia?Ja już nie mam pojęcia,pchacz jest tylko na chwilę a później co?Oczywiście kolanka i na czworaka lecimy.Wiadomo najlepiej i najłatwiej wszędzie się dostać:) a co z chodzeniem?
Zamówiłam na ebayu wózeczek dla lalek z fisher price,odbierzemy go jutro lub w piątek.Zobaczymy czy coś zaradzi na nasze "niechodzenie".

poniedziałek, 12 marca 2012

Dokonania Mego Dzieciaczka

Obiecałam zdjęcia,ale niestety nie będzie.Mój komputer jest jakiś szalony i nie pozwala na wstawienie zdjęć:( muszę zrobić z nim porządek bo tak się nie da żyć...ehhh
Pokrótce opiszę dokonania mojej Cudownej Córci.Postaram się w porządku chronologicznym,od początku do dziś:) A więc:
-zaczęła się uśmiechać po kilku dniach od przyjścia na świat,oczywiście nieświadomie ale jakże słodko.Najpiękniejsze uśmiechy były przez sen.Niestety nie pamiętam momentu kiedy pierwszy raz usmiechnęła się świadomie,co ze mnie za matka?Przecież dla takiego malucha to ważne wydarzenie.
-pierwszy stały pokarm to było jabłuszko,które dostała około 3,5 miesiąca życia.Wtedy też zaczęłam podawać jej kaszki.Nie posmakowało jej,ale w tej chwili jabłko jest jedynym owocem który zje ze smakiem.
-pierwszy obiadek-marcheweczka ze słoiczka-dostała jak skończyła 4 miesiące.później były brokuły z Gerbera,pluła dalej niż widziała:) Od tamtej pory codziennie zjadała obiadek słoiczkowy.Normalne zupy zaczęłam jej podawac jak miała 10 miesięcy.A obiadów traktowanych jako drugie danie nie je wcale,więc staram się zmieniać raz zupkę raz słoiczek.
-do siadania ciągnęło ją od 3 miesiąca ale pozwoliłam jej na to dopiero jak skończyła 5 miesięcy,ze względu na kręgosłupek,od 6 miesiaca siadała już sama.
-pierwszy ząbek-miała 6,5 miesiąca,następny jak skończyła 7.,a na kolejne czekałyśmy 2 miesiące:?
-lot samolotem-wielkie wydarzenie w zyciu Zuzi,miała 6 miesięcy i była bardzo zainteresowana widokami z okna.Kolejny lot po tygodniu,przespała cały bo samolot był opóżniony o 4h.Wracaliśmy o północy z Polski.I następny w listopadzie,wtedy była już bardziej kumata:),szalała po całym samolocie na czworaka i zaczepiała ludzi.Na szczęście nikt nie miał nic przeciwko temu:)W drodze powrotnej tak samo.
-raczkować się nauczyła w wieku 8,5 miesiąca-jak dla mnie dość późno,ale się nauczyła.
-24.12.2011-pierwsza Wigilia Zuzi poza brzuszkiem,zjadła barszczyku i tyle,dostała masę prezentów,była bardzo zadowolona.A spać poszła baaardzo późno,tyle wrażeń miała.
-31.12.1011 obchodziliśmy roczek Zuzi,był torcik,goście i prezenty:)Równiez zasnęła późno z dostatku wrażeń ,ale spała jak suseł bo nie obudziły jej fajerwerki strzelane pod oknem.

Dat nie pamiętam ale potrafi:
robić bravo,macha rączką i mówi papa,mówi mama,tata,ostatnio nauczyła się baba,bam jak się przewróci na dużą poduchę(oczywiście specjalnie).Mając obecnie 14 miesięcy potrafi zmałpować po nas wszystko.Jak kaszle,udaje że śpię i chrapię,ona też.Wyciera nosek i smarka,myje buzię i rączki chusteczkami nawilżonymi,jak chce pić to przynosi buteleczkę i podaje (leniwiec nie chce się nauczyć samej trzymać butelki),pije ze szklanki i kubka sama,zasypia z misiem i bez misia ani rusz:)


Jestem padnięta,a jeszcze muszę się ogarnąć więc ciąg dalszy jutro.Pozdrawiam i życzę miłej nocy:)

niedziela, 11 marca 2012

Przeszłość...

O mnie...
Urodziłam się jeszcze za czasów komuny w małym miasteczku na lubelszczyźnie,tam też się wychowałam.Tam chodziłam do zerówki,podstawówki,gimnazjum i liceum.
W 2006 roku poznałam wspaniałego faceta,z którym jestem do dziś,a już niebawem będzie Nasz Wielki Dzień.
Po kilku miesiącach związku On wyjechał do pracy na drugi koniec Polski,a ja w 2008 roku,po maturze dołączyłam do Niego.I tak zaczęła się nasza wspólna przygoda,wspólne życie.Nie zaczęłam żadnych studiów,nie czułam się na siłach więc poszłam do pracy.
W październiku 2009 wyjechaliśmy do UK już razem.I tutaj przed Świętami Wielkanocnymi 2010 powstała Nasz Ukochana Córeczka.
Ciąża...
O ciąży dowiedziałam się 29.04.2010.Byłam w lekkim szoku,nie spodziewałam się że już po pierwszej próbie nam się uda zajść w ciążę:)Przyszły tatuś kazał mi powtarzać test bo też był tym faktem bardzo zaskoczony,więc powtórzyłam i...wyszło to samo co poprzednio.
Około 7tyg pojawiły się plamienia,zanim umówiono mnie na wizytę kontrolną USG przepłakałam wiele nocy i dni,bałam się że stracę moje Dzieciątko.Ale na szczęście wszystko było ok. W 12 tyg znów plamienia.Ale tym razem byłam już spokojniejsza.
Przez I trymestr czułam się tragicznie,miałam straszne mdłości,żyłam tylko o sucharach i wodzie bo nic innego nie mogłam przełknąć.Z początkiem 4 miesiąca wszystkie dolegliwości ustały i czułam się jakby ktoś dodał mi skrzydeł:)
Pierwsze delikatne ruchy Dziecka,jak muśnięcia skrzydełek motylka poczułam w 15 tyg,a takie prawdziwe kopniaczki poczułam 17.08.2010.Niesamowite przeżycie:)Malutka była strasznie ruchliwa,brzuch mi skakał i falował non-stop.A gdy mniej się ruszała czułam niepokój,chyba jak każda matka.
Pracowałam do 34 tyg ciąży choć było ciężko,póżniej przeszłam na urlop macierzyński i leniuchowałam:),odpoczywałam przed narodzinami bobaska.
Poród.......
Termin porodu miałam na 30.12.2010 więc Święta przeżyłam:) 28 grudnia o 5.00 dostałam pierwszych skurczy ale nie były na tyle regularne żebym mogła jechać do szpitala,29 już nie mogłam wytrzymać,nie spałam całą dobę więc pojechaliśmy na porodówkę,nie miałam odpowiedniego rozwarcia ale miła pani pielegniarka przyjęła mnie na oddział.Choć póżniej kilkakrotnie lekarki chciały mnie wysłać do domu twierdząc że nie ma dostatecznego rozwarcia i może to jeszcze potrwać kilka dni.Ja jednak zapieralam się rękami i nogami,żeby zostać.I zostałam,wyrzucić mnie przecież nie mogli.:)
30 popołudniu w odwiedziny przyjechała moja mama,kazała mi latać po szpitalnych schodach i...wywołała akcję porodową:)Ależ się męczyłam,żadne środki nie pomagały,nawet diamorfina...
Kiedy około 19.30 zabrali mnie do sali porodowej,dostałam końską dawkę diamorfiny,głupiego jasia i nareszcie mogłam odpocząć.O godzinie 23.30 miałam pełne rozwarcie,przebity pęcherz płodowy i zaczęło się na poważnie...Nie poszło łatwo niestety.Parłam godzinę...,ale poźniej byłam najszczęśliwszą kobietą na Ziemi.
I tak oto jak już wiecie z poprzedniego postu 31.12.2010 o godz.00.33 przyszła na świat moja maleńka kruszynka.Córeczka Zuzia.



Jutro zdjęcia:)
Pozdrawiam

Początki:)

Witam Was wszystkich i pozdrawiam.Pierwszy post dedykuję twórcy bloga:"nataszacorkaadmina" czyli Oli:)Zaczynam pisanie bloga poświęconego mojej córeczce Zuzi,właśnie dzięki Niej.Pokrótce Nas przedstawię.Więc:
Mam na imię Iwona,ale ludzie mówią na mnie Kaśka.
Tato Zuzi to Paweł,jesteśmy razem od ponad 5 lat.
W sierpniu tego roku odbędzie się nasz ślub:)
Zuzia jest naszym pierwszym dzieckiem,stworzona z wielkiej miłości.Urodziła się 31.12.2010 o godz.00.33,z wagą 2620g i dł. 48cm.W szpitalu miejskim w Nottingham (UK).
Mieszkamy tutaj od prawie 2,5 roku.
 Opiszę krótko moją córeczkę najdroższą,żebyście mogły ją troszkę poznać ponieważ to o niej z reguły będę pisać.Czasem ewentualnie dodam coś o sobie:)
W tym momencie Zuzia ma 14 miesięcy,wydaje mi się,że rozwija się prawidłowo.Z każdym dniem zdobywa nowe umiejętności z których jestem bardzo dumna,lecz...Jeszcze nie chodzi.Jakiś czas temu stawiała 1 kroczki ale chyba się czegoś wystraszyła bo w tym momencie nie zrobi więcej niż 3 kroczki.A tak to za rączkę tylko.
Moje dziecię ma 11 ząbków a jeszcze nie tak dawno miało tylko 6,w ciągu ostatniego 1,5 miesiąca wyszło 6.I aż dziw mnie bierze,że tak szybko się posypały.

Dzisiejszy post jest dość krótki,ale jutro napiszę więcej i postara się wstawić kilka zdjęć,opiszę zdolności mojego dziecka itd.